Hej Kochane :)
Na dworze tak zimno, że chciałoby się przeleżeć pod ciepłym kocem cały dzień.. Zdecydowaniem wolę upały i ciężko mi się pogodzić z tym, że będzie teraz coraz zimniej.. Ale już czekam do kolejnego lata :)
Właśnie dlatego, że idzie zimno, nasze usta będą od teraz potrzebować szczególnej pielęgnacji. Moje są bardzo wrażliwe, cały czas są popękane, spierzchnięte i często wyskakuje mi opryszczka.
Mimo że codziennie na noc smaruję je maścią z witaminą A, w okresie letnim używałam tylko szminek i nawet nie wiedziałam, że wszystkie pomadki ochronne się skończyły. Poszłam więc do Rossmanna i ujrzałam takie cudo:
Masełko do ust Bielenda dostępne w trzech: Zmysłowa wiśnia, Soczysta malina oraz Troskliwa brzoskwinia.
Ja wybrałam pierwszą wersję, bo lubię delikatną czerwień na ustach.
Masełko przypomina mi trochę Baby Lips Cherry Me (pisałam o niej TU), ale Bielenda zdecydowanie wygrywa.
A czemu?
Przede wszystkim dlatego, że po użyciu Masełka usta są nawilżone przed dłuższy czas, gdzie Baby Lips bardzo szybko się wycierała.
Mimo, że jest barwiąca spełnia swoje funkcje pielęgnacyjne i regenerujące, a przy tym pozostawia delikatny czerwony odcień. W smaku jest słodka, aż chcę się ją zlizać z ust :) Zapach - bardzo przyjemne dla nosa, czuć wiśnie. Masełko zamknięte jest w wygodnym słoiczku, chociaż jeśli ktoś nie lubi brudzić sobie rąk przy aplikacji pomadki, nie będzie zbytnio zadowolony. Masełka są także dostępne w formie balsamów, ale takowych jeszcze nie testowałam.
Jestem jak najbardziej na tak i jeżeli jeszcze trafię na promocję zakupię pozostałe dwie wersje.
Testowałyście je?